Przejdź do głównej zawartości

Czytamy: Linor Goralik "Zimne wody Wenisany"

Tytuł: Zimne wody Wenisany
Autor: Linor Goralik
Wydawnictwo: Dwukropek



Strach jest bardzo potężnym narzędziem, które – umiejętnie wykorzystane – może zapewnić niemal absolutną kontrolę. W ten sposób można sterować zachowaniami całych społeczeństw, a historia zna wiele takich przykładów. Zresztą po dziś dzień niektóre państwa mają właśnie taki ustrój, w którym dezinformacja i utrzymywanie obywateli w strachu, są gwarantem ich posłuszeństwa. Taka sytuacja trwa do chwili, kiedy ktoś nie odważy się wyłamać, a na dodatek nie zdemaskuje przy okazji powtarzanych kłamstw. Niekiedy takie zachowanie jest dziełem przypadku, czasami jednak wynika ze zmęczenia ograniczeniami czy irracjonalnymi, czasami nawet sprzecznymi informacjami. Wówczas w sercu rodzi się bunt, który jest silniejszy niż strach i sprawia, że nawet dotkliwe konsekwencje stają się mało istotne.

Czy tak właśnie jest w przypadku dwunastoletniej Agaty, czy raczej wydarzenia opisane przez Linora Goralika w książce pt. „Zimne wody Wenisany”, to raczej dzieło przypadku? Niezależnie od tego, jaka jest przyczyna ludzie, a szczególnie dzieci, zasługują na prawdę i na to, by żyć w wolnym kraju. Nieustanne trzymanie ich pod kontrolą i to w tak mało humanitarny sposób, jak na przykład wiązanie sznurem, choć jest sposobem na zapanowanie nad grupą i ochronę jej przed niebezpieczeństwem, może niekiedy stać się nie do wytrzymania. Ta presja, nieustanne powtarzanie listy niebezpieczeństw, które na dzieci czyhają, zaczynają przybierać coraz większe rozmiary. A choć zarówno dzieci, jak i dorośli wierzą w istnienie niebezpieczeństwa, to jednak pojedyncze jednostki dostrzegają nieścisłości i luki w tłumaczeniu natury tego niebezpieczeństwa i możliwych konsekwencji złamania zasad.

Opublikowana nakładem Wydawnictwa Dwukropek książka przenosi nas do świata Wenisany, złożonego z dwóch krain. Miasta Weniskajla i Weniswajta, są niczym swoje lustrzane odbicia, tyle że są rozdzielone taflą wody – drugie z wymienionych miast znajduje się rzeczywiście pod wodą. W pierwszym z tych miast żyją ludzie, tacy jak Agata, panuje praworządność, bowiem istnieje nawet specjalne Święto, Dzień Oczyszczenia, w trakcie którego skazuje się za czyny sprzeczne z zasadami. Tych zasad zresztą jest bardzo dużo, regulują one zresztą praktycznie każdy aspekt funkcjonowania społeczności Weniskajla, a szczególnie wychowanie dzieci. Dlatego uczą się oni w szkołach z internatem, chodzą też na sznurku, by nie narazić się na zbłądzenie – skomplikowany system ulic miasta przypomina labirynt, zatem zgubienie się w nim, mogłoby źle się skończyć. Zresztą na potwierdzenie tych słów dzieciom opowiada się historie o dziewczynie, która pewnego dnia zniknęła w plątaninie uliczek…

Te zakazy i nakazy mają u swoich podstaw przekonanie, że upadek do wody jest niebezpieczny, a jeśli nawet uda się z niej wydostać, to zapadają oni na tajemniczą chorobę zwaną tęczawicą. Wówczas są skazani na społeczny ostracyzm, bowiem nikt nie chce się do nich ze strachu zbliżyć. Objawy choroby to bowiem szaleństwo, a następnie łamanie prawa, a ostatecznie – zniknięcie. Mówi się, że wynika ono z faktu, że choroba zmusza ich do tego, by udać się do lasu i umrzeć. Agata nie chce umierać szczególnie, że marzy o wolności. O tym, by móc się udać gdzie chce i kiedy chce i nigdy więcej nie musieć chodzić na sznurku. Nawet w snach nie przypuszczała jednak, że los ma dla niej niespodziankę w postaci….przypadkowej kąpieli w zakazanych wodach.

To zaledwie początek tej pasjonującej książki, która – choć jest adresowana do młodzieży, to jednak równie chętnie sięgną po nią dorośli. Przedstawia bowiem pewne uniwersalne prawdy, a także pokazuje, że warto kierować się swoją intuicją, a przede wszystkim uważnie słuchać i nie obawiać się wyciągania własnych wniosków. Niezwykle prosta narracja zaskakuje, ale ma pewien urok, zaś sama bohaterka, czy jej przyjaciele: Melissa i Torson, a także opis dwóch miast Wenisany, budzą zdumienie, ale również – dzięki plastycznym opisom – wrażenie, że sami jesteśmy jeśli nawet nie częścią opisywanej społeczności, to jednak bardzo blisko niej. Pogłębia to emocjonalne zaangażowanie i sprawia, że o książce długo nie można zapomnieć.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wesołe zajączki z rolek po papierze toaletowym

Bardzo intensywny czas, zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym sprawił, że strasznie dawno nie zaglądałam na bloga. Tymczasem uzbierało się sporo pomysłów, którymi chciałam się z Wami podzielić. Pierwszy dotyczy jeszcze Świąt Wielkanocnych (tak, wiem, minęło już kilka miesięcy), ale dekoracje mogą stać się inspiracją do modyfikacji wyglądu i przygotowania wielu wspaniałych ozdób również na inne okazje.  fot. J.Gul

DIY: Pieski z rolki po papierze toaletowym

 Znów wracamy do zwierząt, bo jesteśmy wielkimi ich miłośnikami. Ostatnio była świnka ( TU ) oraz wiewiórka ( TU ) z rolek po papierze toaletowym, tym razem z tego samego  materiału sympatyczne psiaki.  Pieski z rolki po papierze toaletowym  Co będzie potrzebne? 2 rolki po papierze (każda na 1 pieska) kremowa i biała farba, pędzel czarny, brązowy i biały papier nożyczki czarny marker klej kreatywne oczy Wykonanie: Rolki malujemy na kremowo i biało. Odstawiamy do wyschnięcia.  Na rolce malujemy nosek i usta piesków. Na białym malujemy kilka plamek, jak u dalmatyńczyka.  W tym czasie wycinamy 4 kółka, niezbyt duże, na nogi oraz ogony (1 para nóg i ogon z brązowej kartki, jedna z białej), a także podłużne uszy, z jednej strony zaokrąglone, z czarnej kartki. Od dołu, z przodu, naklejamy nogi, na których wcześniej malujemy śródstopie i poduszki. Naklejamy po bokach od góry uszy, a z tyłu - ogony. U dalmatyńczyka również w cętki. Naklejamy kreatywne oczy. Nasze p...

DIY: Obraz malowany folią bąbelkową

Przychodzę do Was z wyjątkowo nieświąteczną propozycją pracy plastycznej. Ponieważ  w tym roku zostało nam bardzo dużo folii bąbelkowej - zamawiałyśmy ostatnio sporo rzeczy przez internet i wszystkie przyszły właśnie w ten sposób opakowane - postanowiłam wykorzystają ją do wykonania prostej pracy plastycznej. Oczywiście folię można wykorzystać na wiele wspaniałych sposobów, między innymi do ćwiczeń ręki (po prosty wyciskamy bąbelki strzelając pęcherzykami powietrza), to również świetnie nadaje się do malowania.  Obraz malowany folią bąbelkową Co będzie potrzebne: kartka papieru farby pędzelek folia bąbelkowa Wykonanie: Na kartce papieru malujemy pień drzewa. Możemy go też wyciąć z kolorowego papieru.  Następnie do miseczki wykładamy trochę farby (u nas zwykłe, plakatowe). Zanurzamy folię bąbelkową zwiniętą w kulę (bąbelkami na zewnątrz) w miseczce z farbą, a następnie dociskamy punktowo do kartki papieru. Pozostawiamy do wyschnięcia.