Przejdź do głównej zawartości

Czytamy: James Ponti "Miejscy szpiedzy. Miasto świateł"

Tytuł: Miejscy szpiedzy. Miasto świateł 
Autor: James Ponti 
Wydawnictwo: Dwukropek



Można się spodziewać, że każde przestępstwo, którego ktoś się dopuścił, i to niezależnie od tego, ile ma lat i kim jest, będzie ukarane. Co jednak w sytuacji, kiedy przestępstwo było jedynym wyjściem, by zapobiec prawdziwej tragedii? Co w sytuacji, kiedy przestępstwo popełnia dziecko, a dokładnie dwunastoletnia dziewczynka? 

Sara Maria Martinez, z pochodzenia Portorykanka wychowana na Brooklynie, rzeczywiście popełniła przestępstwo i to z pełną świadomością wagi, swojego czynu. Tyle tylko, że kierowały nią szlachetne pobudki. Przebywała bowiem w rodzinie zastępczej, kolejnej już zresztą, w której rodzice wykorzystywali dzieci do tego, by wyciągać pieniądze od państwa. Głodówki, surowe kary za każde nawet przewinienie były na porządku dziennym, dlatego też Sara postanowiła to zmienić, a jedyną możliwością wydawało jej się wówczas włamanie do sieci komputerowej nowojorskiego systemu wymiaru sprawiedliwości dla nieletnich. 

Sara jest bowiem doskonałą hakerką i to czyni ją wyjątkową, Jest tego świadoma, że jej umiejętności wyróżniają ją wśród tłumu i pozwalają zapomnieć choć przez chwilę o diagnozach psychologów, którzy uznali ją za osobę łatwo wpadającą w złość i wysyłali na różne terapie. Teraz też zresztą najchętniej w tę złość by wpadła szczególnie, że policja zamiast zająć się rodziną zastępczą, aresztowała ją za włamanie do sieci. Co więcej, niekompetentny adwokat nawet nie zadaje sobie trudu, by dociec przyczyn jej postępowania, ogranicza się tylko do groźby pobytu w specjalnym zakładzie i odcięciem od komputera. 

Nic zatem dziwnego, że kiedy w areszcie zjawia się mężczyzna podający się za adwokata (choć niemal od razu zaznacza, że nim nie jest), Sara postanawia mu zaufać i zgadza się na jego szalony plan. Tym bardziej, że nie ma nic do stracenia, a sam mężczyzna jest dość intrygujący. Nie mówiąc już o tym, że posługuje się kilkoma fałszywymi dowodami i zmienia tożsamości jak rękawiczki. Tak naprawdę bowiem ów rzekomy adwokat, to Matka – agent MI6, który przyjechał zwerbować Sarę do swojej ekipy. Proponuje dziewczynie intratny, choć dość niebezpieczny dla niej układ – służbę dla wywiadu i elitarną prywatną szkołę do której ma uczęszczać. 

Tak właśnie zaczyna się szkocka przygoda Sary, bowiem to tu mieści się Farma, na której mieszkają agenci. Sara, a już niedługo Brooklyn, poznaje pozostałych członków zespołu – poza Matką i jego powiedzonkami jest jeszcze biofizyczka i kryptolożka Alexandra Montgomery, a także dzieciaki: Paris, Rio, Kat i Sydney. A także Ben – superkomputer i obiekt zachwytu dziewczyny. Brooklyn w ekspresowym tempie będzie musiała przejść szkolenie na agenta, bowiem szykuje się jej pierwsza poważna akcja. Zbliża się bowiem Globalny Młodzieżowy Szczyt Klimatyczny, na którym pojawić się ma niejaki Stavros Sinclair, założycie i prezes międzynarodowej firmy technologicznej. Zwykle bardzo on chroni swoją prywatność, teraz jednak istnieje ryzyko, że ktoś będzie próbował na niego zapolować. Szczególnie, że na poprzednich szczytach miały miejsce niepokojące incydenty, a jedynym tropem prowadzącym do sprawcy był… fioletowy odcisk kciuka. 

O co tak naprawdę toczy się gra? Jak poradzi sobie Sara w niesprzyjającym środowisku nie tylko złoczyńców, ale też agentów, z których nie wszyscy cieszą się z jej obecności w zespole? To tylko kilka pytań, które nasuwają się w trakcie lektury brawurowo napisanej powieści pt. „Miejscy szpiedzy. Miasto świateł”, autorstwa Jamesa Ponti. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Dwukropek książka, to porywająca przygoda nie tylko dla hakerów i nastoletnich miłośników szpiegowskich historii i Jamesa Bonda, ale również … dla ich rodziców. 

Odnajdziemy w lekturze nie tylko doskonale skonstruowaną fabułę, ale przede wszystkim barwnych bohaterów, z których każdy obdarzony jest unikalnym zestawem cech oraz umiejętności. Od tego, jak pomimo tych różnic i swoich własnych ambicji, będą współpracować, zależy powodzenie akcji. Szczególnie, że wciąż zdarzają się nieprzewidziane sytuacje w których zarówno Brooklyn, jak i pozostali członkowie ekipy, będą musieli się odnaleźć. A nie będzie to ani łatwe, ani bezpieczne!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wesołe zajączki z rolek po papierze toaletowym

Bardzo intensywny czas, zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym sprawił, że strasznie dawno nie zaglądałam na bloga. Tymczasem uzbierało się sporo pomysłów, którymi chciałam się z Wami podzielić. Pierwszy dotyczy jeszcze Świąt Wielkanocnych (tak, wiem, minęło już kilka miesięcy), ale dekoracje mogą stać się inspiracją do modyfikacji wyglądu i przygotowania wielu wspaniałych ozdób również na inne okazje.  fot. J.Gul

DIY: Lis z papierowego talerzyka

Znacie zabawę „Chodzi lis koło drogi…?” My bardzo lubimy się w nią bawić. W ogóle lubimy liski, dlatego jednego z nich zaprosiliśmy do domu. Oczywiście takiego ręcznie wykonanego i – uwaga- tym razem nie z wytłoczek, a z papierowego talerzyka.  Lis z papierowego talerzyka  Co będzie potrzebne:  2 papierowe talerzyki (lub 1 talerzyk i pomarańczowa kartka papieru)  pomarańczowa farba albo pisak  nożyczki  klej  czarny pompon albo koralik  Wykonanie:  Zacznij od pokolorowania kształtu litery „V” na papierowym talerzu pomarańczowym markerem lub farbą. Następnie zagnij krawędzie talerzyka i – kiedy farba wyschnie – przyklej je, lekko na siebie nakładając.  Z drugiego talerzyka wytnij kształt uszu i również pomaluj farbą. Uszy możesz wyciąć też z pomarańczowej kartki papieru.  Na zachodzących na siebie bokach talerzyka przyklej kreatywne oczy, a u dołu – nosek z koralika lub pompon. Uszy przyklej od tyłu talerzyka. Twój lisek jest już gotowy.

DIY: Mrówka z wytłoczek po jajkach

Wiesz, jak bardzo pracowitym owadem jest mrówka? Nie bez przyczyny mówi się o kimś pilnym, sumiennym, ze jest „pracowity jak mróweczka”. Mrówki występują praktycznie pod każdą szerokością geograficzną, tworzą społeczności kastowe żyjące w gniazdach. Każdego dnia setki tysięcy mrówek żyjących w społeczności pod kopcem z nagromadzonych igieł sosnowych i resztek roślin pracuje cały czas, mieszając glebę, spulchniając ją i wzbogacając. Jak zrobić taką mrówkę. Możemy do tego wykorzystać wytłoczkę po jajkach.  Mrówka z wytłoczek po jajkach  Co będzie potrzebne? karton po jajkach czarna farba i pędzle malarskie nożyczki kreatywne oczy kreatywne patyczki klej (ja zastosowałam na gorąco, ale może być też np. wikol) Wykonanie:  Wytnij ciała owadów z wytłoczki, 3-częściowe mrówki, to trzy „filiżanki” z kartonu wspólnie połączone.  Pomaluj wycięty korpus mrówki na czarno, pozostawiając do wyschnięcia. W tym czasie z drucika kreatywnego wytnij cztery odcinki długości ok. 6 cm na odnóża. Po obu str